|
Dzień Dziecka z Hanią, czyli o tym jak fascynująca bywa zmiana perspektywy
Poszłyśmy z Hanią na spacer nad jezioro. Było trochę chłodno i mokro. Hania w kaloszach i w przeciwdeszczowym płaszczyku. Niebo troszeczkę zachmurzone, ale co jakiś czas przebijało słońce. Na brzegu jeziora były trzy niewielkie pomosty. Hania chciała zwiedzać każdy po kilka razy. Robiła mi lekcje odwagi. Gdy wchodziłyśmy na śliskie po deszczu drewniane deski wykręcała się spod mojej asekurującej ręki i mówiła:
- Ja sama chcę! - Ale Haniu, muszę Cię trzymać, bo tu jest ślisko- upierałam się i próbowałam ją chwycić chociaż za kaptur. - Widzę, że ślisko, ale sama chce stać, nie trzymaj mnie - mówiła stanowczo.
Musiałam się poddać po kilku minutach, bo tak naprawdę najbardziej niebezpieczna była szamotanina z Hanią wokół tego, czy mam ją trzymać, czy nie. Hania jest bardzo konsekwentna. I łagodna przy tym. Nie musi krzyczeć. Wystarczy, że patrzy człowiekowi w oczy i czternaście razy mówi swoje. W końcu każdy by się poddał szukając jakiejś dobrej racjonalizacji, żeby wyjść z tych dyskusji z godnością J. No więc puściłam ją na tym pomoście. Kiedy czuła, że jej nie trzymam zachowywała się bardzo ostrożnie. Wiedziała, do której deski może bezpiecznie podejść, czuła też, że gdy jest blisko brzegu dobrze jest ukucnąć. Przyglądałam jej się.
- Ja się uczę - stwierdziła dumnie. - Czego się uczysz?- spytałam. - Uczę się być bez trzymania- wytłumaczyła.
No tak. Nie można się uczyć bycia bez trzymania gdy ktoś trzyma... nawet za kaptur. Hania przyklęknęła i przez chwilę wpatrywała się w wodę głośno chlupoczącą o brzeg. I nagle zapytała: - Czemu ta ziemia się rusza? Oniemiałam. W pierwszym momencie nie wiedziałam w ogóle o co chodzi. Zaczęłam coś mówić że woda się rusza, bo wieje wiatr...ale Hania szybko mnie poprawiła: - Nie woda. Czemu ta ziemia się rusza. Pod spodem... - zapytała poważnie. Uświadomiłam sobie wtedy, że ona przygląda się czemuś całkiem innemu niż ja. Gapimy się obie na jezioro, ale każda z nas widzi cos innego. Ja widziałam wodę, Hania ruszającą się ziemię. To było dla mnie tak zaskakujące, że można mieć właśnie taką perspektywę jak Hania. Niesamowite. Wiedziałam, że tłumaczenie jej mojego punktu widzenia jest zupełnie bez sensu, bo i tak mi nie uwierzy, że piasek jest nieruchomy a woda faluje... więc pomyślałam sobie, że spróbuję popatrzeć tak jak ona. Spojrzałam w dół i.... Genialne! Zrobiłam sobie taki percepcyjny eksperyment. Założyłam, że jest tak jak mówi Hania, czyli, że to piasek się porusza. Widok był niesamowity! Piasek pod wodą wyglądał jakby był zaczarowany! Poruszał się tak jakby Harry Potter wypowiedział jedno z zaklęć. Tworzyły się wiry, piaskowe bańki, potem wulkany podwodne... Tworzyły się dziury pochłaniające drobne patyczki i kamienie a potem je wypluwające. To było nieprawdopodobne widowisko. Potem zrobiłam w mojej percepcji „klik" i znowu wróciłam do spostrzegania z założeniem, że to tylko woda faluje i zapanował całkowity spokój. Hania uwielbia siedzieć na pomoście i patrzeć w wodę. Ona tam widzi niezwykły świat. Zadając mi pytanie zaprosiła mnie do niego. Właściwie co za różnica jakie założenia przyjmiemy? Żadna: można patrzeć jak dziecko, można patrzeć jak dorosły... można patrzeć na wiele różnych sposobów. Na tę samą rzeczywistość. Doświadczyłam tego, co daje zmiana perspektywy. Nawet chwilowa, nawet dla zabawy. Nawet z ciekawości i bez jakiegoś wielkiego sensu, bez uzasadnienia takiego działania. To było fascynujące doświadczenie. Widowisko na Dzień Dziecka. Na drugi dzień zaprosiłyśmy też Julię żeby pogapiła się z nami i w trójkę wymyślałyśmy sobie bajkę o tej podwodnej krainie- każda po kawałeczku historii. Siedziałyśmy sobie w słoneczku, moczyłyśmy nogi w wodzie, a bajka nam się snuła między jednym a drugim łykiem kawy i osiadała na tafli jeziora rozsrebrzonego promieniami popołudniowego czerwcowego zachodu słońca.
|