home coaching icc sitemap coaching icc kontakt coaching icc
 
   
 

Blog Coaching | Blog Coacha ICC Karoliny Ślifirskiej

 

Nowe opowiadanie dla dzieci - Ewelinka i 17 braci

                                              

Ewelinka miała pięć lat i siedem miesięcy, własną szczoteczkę do zębów i przenośną szklarenkę, w której hodowała maciupeńkie rośliny. Wszystko inne, jak na przykład ubrania, naczynia, kredki i zabawki było wspólne: należało do Ewelinki i jej siedemnaściorga rodzeństwa. Cóż, każdy ma jakąś rodzinę. Niektórzy większą, inni zupełnie malutką. Ewelinka miała bardzo dużą. Jej rodzina była podobna do ziół uprawianych w szklarni. Ludzi było dużo, rośli sobie upchnięci razem, w ciepłej duchocie narzekając czasem nieco, że im ciasno. Ale w gruncie rzeczy bardzo się kochali i nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Wiadomo, że z kiełkującymi w szklarni roślinami jest tak, że gdy są już wystarczająco duże i silne, można je przesadzić do ziemi w ogrodzie. W domu Ewelinki – tak jak w szklarni - było się razem, ale nikt nie wiedział jak długo tam zostanie.

Właściwie dzieci miały wszystko, czego trzeba: ciepło, jedzenie, witaminy, wodę i światło. Były tam ciocie, które jak ogrodniczki, troszczyły się o całą gromadkę naraz, nie zawsze dobrze znając każdą pojedynczą roślinkę- dziecinkę z osobna. To nie koniec podobieństw do ziół: wszystkie dzieci z rodziny, wyrastały chudziutkie i podobne do innych, jakby stały w płytkich korytkach, żeby nie zdążyły się za bardzo zakorzenić. Dom Ewelinki nie był zwykły. Miał – w przeciwieństwie do innych domów nazwę: mówiono na niego Dom Małego Dziecka. Zamiast mamy, taty i dwójki, czy trójki dzieci, w domu Ewelinki mieszkała rodzina składająca się z ośmiu dziewczynek,  dziesięciu chłopców i sześciu cioć, które na zmianę troszczyły się o wszystkich. Poza tym, do rodziny należała też pani kucharka, dwie panie woźne, pielęgniarka, psycholożka i kilka wolontariuszek, czyli trochę starszych koleżanek ( które chodziły do liceum albo na studia) i kilka razy w tygodniu przychodziły się pobawić z dziećmi. Był też jeden wujek, który mieszkał w piwnicy i palił w piecu albo coś naprawiał. W tym niezwykłym domu ciągle kręcili się jacyś goście. Najczęściej były to mamy albo tatowie mieszkających tam dzieci. Wpadali raz na jakiś czas z wizytą a później pędzili do swoich spraw.

Dom był duży. Miał cztery pokoje do zabawy, dwie sypialnie, pięć łazienek, kilka małych pokoików gdzie przesiadywali dorośli, wielką kuchnię, a nawet szatnię. Wokół budynku był ogródek z niewielkim placem zabaw. Właściwie, to dom Ewelinki bardziej przypominał przedszkole niż mieszkanie, ale wiedzieli o tym tylko ci, którzy choć raz byli w jakimś mieszkaniu i w jakimś przedszkolu.

Ewelinka miała właśnie wizytowy dzień. Siedziała przy stoliku z Justyną- wolontariuszką, która we wtorki przychodziła pobawić się tylko z nią.  Dziewczynka z przekrzywioną na bok głową i wysuniętym językiem w wielkim skupieniu zamalowywała właśnie kredkami bambino kolejny prostokącik, których na kartce było kilkanaście. Co jakiś czas siąkała nosem, żeby wciągnąć do środka zwisającego zielonego gila.

- Co rysujesz? – spytała Justyna.

- No dom przecież…- odpowiedziała Ewelinka tonem wyrażającym oczywistość.

- Dom?- zdziwiła się Justyna.

- Co się pytasz! Przecież widać – niecierpliwiła się dziewczynka.

Justyna przysunęła się bliżej i dokładniej przyjrzała się rysunkowi.

 - To jest nasza sypialnia- powiedziała Ewelinka i kolorowała dalej. Linijką wskazała na jeden z prostokątów i stwierdziła z dumą: - Tu jest moje łóżko. Stoi koło telewizora, bo jestem teraz najstarsza. A tu obok jest łóżko brata numer jeden, tu brata numer dwa, tu brata numer trzy…- wyliczała dziewczynka.

- Aż osiemnaście łóżeczek – policzyła Justyna.

- No, bo nas jest osiemnastu. Koło mnie śpią moje biochemiczne siostry: Pati i Babka- powiedziała Ewelinka nie przerywając rysowania.

- Biochemiczne?- nie zrozumiała Justyna.

- Oj, no tak się mówi na siostry lub bratów, co mają tą samą mamę co ty- wytłumaczyła dziewczynka i poprawiła sobie spinkę zwisającą jej od jakiegoś czasu z jasnej grzywki.

- Aha, to chyba biologiczne- sprostowała Justyna.

- No, właśnie..- potwierdziła dziewczynka.

- To znaczy, że tylko Patrycja i Babka są Twoim rodzeństwem? – upewniła się Justyna.

- Prawdziwe moje to są tylko te dwie, Pati i Babka a reszta to takie domowe bracia- Ewelinka spojrzała znad kartki na ciocię. – Bo jak się razem mieszka w jednym domu, to jest się „braciami”, co nie? – upewniała się dziewczynka.

- Rodzeństwem? – upewniła się Justyna.

- No!- potwierdziła Ewelinka.

- Właściwie tak – odpowiedziała Justyna. – Pati to Patrycja… a czemu na tę małą siostrzyczkę mówisz Babka? –dziewczyna była ciekawa.

- Aaaaa,  wszystkie ciocie tak na nią mówią – roześmiała się Ewelinka. – No, nie widzisz po niej? Ma dwa lata wygląda jak stara babka! Przygarbiona, bez zębów a jak się wolno rusza!  Kiedy idziemy do łazienki, to tak się na nocnik gramoli, że zawsze w gacie nasika bo nie może zdążyć – śmiała się Ewelinka.

- Aha, a naprawdę jak ma na imię?- spytała Justyna.

- Wiktoria – odparła dziewczynka.

- Czemu powiedziałaś, że jesteś tu najstarsza? Zdaje się, że jest jeszcze Roksana. Po wakacjach idzie do szkoły, więc chyba jest starsza od Ciebie?- spytała Justyna.

- Ona poszła wczoraj na Piaskową i teraz ja tu rządzę – stwierdziła dumna Ewelinka. – Muszę pomagać ciociom. Najbardziej Ewie. Bo ja kiedyś będę ciocią Ewą! Ona tu jest najważniejsza.

- Lubisz ciocię Ewę? – spytała ciocia.

- No, - odpowiedziała Ewelinka.

- Jest miła?- spytała dziewczyna.

- Tak i pozwala mi zaganiać maluchy do jedzenia i do łóżek. I pomagam ubierać je, no i nie muszę spać po obiedzie, tylko siedzę sobie- pochwaliła się Ewelinka.

- A co to jest Piaskowa- spytała niezorientowana wolontariuszka.

- To jest dom dziecka podobny do naszego, tylko dla starszych- wytłumaczyła dziewczynka.

Ewelinka podeszła do parapetu, na którym stała jej szklarenka z ziołami.

- Patrz, ciocia! Muszę przesadzić tę jedną lawendkę do większej doniczki. Wyrosła trochę ponad te małe. Będzie jej lepiej gdzie indziej- rzekła dziewczynka ze smutkiem w głosie. – Dzisiaj cię przełożę, malutka- powiedziała Ewelinka cichutko. – Pożegnaj się z koleżankami – dodała.  

Było wiosenne wczesne popołudnie. Przez otwarte okno wpadała do środka strużka ciepłego słońca i głos ptasich piosenek ćwierkanych przez miejscowe wróble. W pustej jadalni pachniało jeszcze obiadem i trochę pastą, którą rano ciocia woźna umyła podłogę. Młodsze dzieci odbywały swoją codzienną południową drzemkę w sypialni. O tej porze w domu było cicho i sennie. Jedynie z kuchni dobiegał odległy szczęk mytych talerzy i garnków.

- Może podpiszesz ten rysunek, co? Jest bardzo ładny – zaproponowała Justyna.

- Ja tam nie lubię pisać – odparła Ewelinka.

- A potrafisz napisać swoje imię?- spytała dziewczyna.

- Pewnie, że potrafię, ale mi się nie chce …

- Literki, z których jest złożone twoje imię są wyjątkowo ładne – stwierdziła Justyna. – Jak się ma takie piękne litery, to powinno się je często pisać. One ozdabiają świat.. Tak myślę- zachęcała Justyna.

- Naprawdę? – zaciekawiła się Ewelinka.

- No, naprawdę – przekonywała Justyna.

- Musisz już iść chyba… - powiedziała Ewelinka nieoczekiwanie.

- Ohh, a czemu chcesz, żebym poszła?- spytała wolontariuszka zaskoczona.

- Bo zaraz przyjdzie moja mama i tata Babki z nią.

- Ooo to świetne popołudnie ci się zapowiada- ucieszyła się Justyna. – Wydaje mi się, że mamy jeszcze kilka minut, to może jednak podpiszesz rysunek i dasz mamie. Będzie dumna, że jej córeczka tak ładnie rysuje i nawet pisze- zachęcała wolontariuszka.

- Lepiej nie- wykręcała się Ewelinka.

- Czemu? – zdziwiła się Justyna.

- Bo ona i tak nie umie czytać – powiedziała Ewelinka nie przerywając kolorowania.

Justyna nic nie powiedziała, tylko westchnęła. – To może cioci Ewie się pochwalisz?- zaproponowała dziewczyna.

- No dobra, to pokaż mi te litery – zgodziła się dziewczynka.

Pisała swoje imię wielkimi drukowanymi literami w rogu kartki, gdy z łazienki dobiegł ją płacz.

- O!- ucieszyła się Ewelinka - Dzieciaki wstają! Sprzątamy tu szybko a ja lecę je ubierać! – pozbierała kredki do pudełka, zabrała swój rysunek i pobiegła do łazienki.  

- To cześć! – zdążyła tylko rzucić Justyna- do zobaczenia za tydzień!- pożegnała się.

- Cześć - krzyknęła Ewelinka do wolontariuszki pozostawionej w jadalni.  

 

-Gdzie tu siadasz, gapo!słychać było jak Ewelinka upomina maluchy. Choć tu, śpiochy ci zdejmę! dziewczynka złościła się na nieporadne dzieci jednocześnie będąc bardzo zadowoloną ze swojej roli pomocnicy. – Ciociaaaa!- krzyknęła Ewelinka- Na pomoc! Mały Smoczek przemoczył pieluchę! Do mycia jest! – załamała ręce dziewczynka.

Ciocia Ewa- ulubiona opiekunka Ewelinki wzięła chłopca pod pachę, drugą ręką chwyciła Robercika Batonika i obu wstawiła pod prysznic. – Ale dziś mamy roboty!- powiedziała- Dobrze, że mi pomagasz, Ewela! Nie wiem jak bym sobie bez ciebie poradziła! – pochwaliła Ewelinkę ciocia. Dziewczynka otarła ręką czoło w geście zapracowania i uśmiechnęła się dumna z siebie.

Nagle rozległo się pukanie a w drzwiach łazienki stanęła uśmiechnięta kobieta z brązowymi, kręconymi włosami w kolorowej sukience z falbanami.

- Dzień dobry! – powiedziała radośnie. – Mam smakołyki dla wszystkich! – i wyjęła torebkę pełną pięknych czerwonych truskawek. – Ale najpierw wszystkie dzieci ładnie muszą zrobić siusiu i umyć rączki- poprosiła kobieta.

- Dzień dobry! – odpowiedziała ciocia Ewa - Dziękuję pani, proszę im postawić owoce na stoliczkach.  Zjedzą sobie do podwieczorku. Ignaś już gotowy, może go Pani zabrać.- uśmiechnęła się ciocia Ewa pokazując gestem na malutkiego chłopczyka siedzącego w kojcu i podskakującego z radości na widok kobiety.

- Zaraz, zaraz, Ignaś jeszcze nie mył rączek przed jedzeniem – Ewelinka zatrzymała kobietę wyciągającą ręce do chłopczyka. – Musi pani chwilę poczekać- zarządziła, po czym zręcznym gestem wyjęła dziecko z łóżeczka i podeszła z nim do kranu. – Ewelinko!- ciocia zwróciła uwagę dziewczynce. – No co, każdy musi myć ręce, maluchy też. A w ogóle to on jest chyba uczulony na wszystkie czerwone owoce – powiedziała Ewelinka poważnie. – Oh, nie wiedziałam – zatroskała się kobieta. – Nie, nie, spokojnie, truskawki może jeść- sprostowała ciocia Ewa. – Ewelinko, umyj Ignasiowi rączki i oddaj go pani Monice. – Co to dzisiaj bez męża? – zapytała przyjaźnie ciocia Ewa.

- Chwilowo. Zaraz przyjedzie. Dzwonił właśnie, że utknął w korku w drodze z Warszawy..- odparła kobieta.

- A to pani mieszka w Warszawie?- zapytała Ewelinka z naburmuszoną miną. – Słyszałam, że tam jest tyle samochodów, że małe dzieci nie są zbyt bezpieczne. – powiedziała Ewelinka z niezadowoleniem.

Pani Monika ukucnęła i chwyciła Ewelinkę za rękę. – Tak, mieszkamy w Warszawie, ale w naszej dzielnicy nie jeździ dużo samochodów. Możesz być spokojna o Ignasia. Kiedy już u nas zamieszka będzie bardzo bezpieczny. Obiecuję go pilnować dopóki nie urośnie - kobieta podniosła dwa palce w geście przysięgi i uśmiechnęła się do Ewelinki czochrając jej włosy.  

- Ewelinko, choć pomożesz mi przewinąć Marysię – poprosiła dziewczynkę ciocia Ewa. – proszę, może pani już wziąć Ignasia. Sala odwiedzin jest wolna, przygotowałam też wózek dla niego gdyby chcieli państwo iść na spacer.

- Dziękuję bardzo- powiedziała pani Monika, po czym zabrała Ignasia i wyszła.

- Ciocia, a my też pójdziemy na spacer?- dopytywała się Ewelinka. – Ciocia, ja chcię na śpaciel, na śpaciel !- Ewelinka udawała dzidziusia. – Ewelinko, przygotujemy maluchy do podwieczorku, zjemy razem a po południu możemy wyjść- powiedziała ciocia. – Ale ja chce sama z tobą, teraz!- marudziła zdenerwowana Ewelinka.  Ciocia Ewa ukucnęła obok dziewczynki, spojrzała jej w oczy i spytała. – Jesteś trochę zazdrosna?

Dziewczynka odwróciła się, założyła rączki i wykrzywiła buzię w podkówkę. – Nie, tylko…- powiedziała płaczliwym głosem.

- Czemu ci smutno?- zapytała ciocia. – Bo moje rośliny bardzo nie lubią jak się je przesadza, a dzisiaj zauważyłam, że kolejna musi iść do innej doniczki. A dwie to nawet już do ogródka trzeba przesadzić.

- Ah, tak!- rzekła ciocia ze zrozumieniem. – To poważna sprawa. W takim razie zabierzemy je po południu do ogródka i poszukamy dla nich dobrego miejsca. Musimy się o nie zatroszczyć – obiecała ciocia i przytuliła dziewczynkę.

- Dzisiaj przychodzi moja mama… - powiedziała Ewelinka siakając nosem.

- Dobrze, w takim razie wyjdziemy na dwór wieczorem. Zadbamy o to, żeby twoje lawendy za szybko nie poszły spać- wymyśliła ciocia.

- Ciociu, a ja też kiedyś pójdę do adopcji? I będę mieszkać w domu z mamą, co mnie przypilnuje przed samochodami?

Ciocia uścisnęła rękę dziewczynki  i powiedziała z westchnięciem - Nie wiem, kochanie.

 - Ewelina, Pati, Wiktoria!- rozległo się wołanie pani dyrektor. – Chodźcie dziewczynki, rodzice przyszli!

Ewelinka wysmarkawszy nos, wzięła Patrycję za rękę i wyszła na korytarz. Ula, pomocnica cioci Ewy,  przyniosła rodzicom małą Wiktorię.

- Cześć!- powiedziała Ewelinka i przytuliła się na powitanie. - Narysowałam dla ciebie. I podpisałam się nawet. Justyna mnie nauczyła wszystkich moich liter- dziewczynka z dumą zaprezentowała rysunek mamie.

- Cześć! – przywitała się mama i wzięła na kolana wszystkie swoje córki nie zwracając w ogóle uwagi na pracę Ewelinki. Tata Wiktorii wyjął z kieszeni papierową torebkę i podał dzieciom.

- Mata tu cukierków trochę! Obiad zjedzony był?! – zapytał uśmiechając się.

Młodsze dziewczynki włożyły rączki do torebki i wyjęły dłonie całe pooblepiane kolorowymi landrynkami. Ewelinka stała z boku z nadąsaną miną i powiedziała:

- Ja dziękuję, pan dentysta powiedział, żebym nie jadła za dużo słodyczy, bo będę mieć dziury w zębach.

- Ło tam, bierz jak dają!- zachęcała mama.

- Nie mam ochoty- zdecydowanie odparła Ewelinka. – A ty też nie powinieneś jeść landrynek – dziewczynka zwróciła się do taty swojej siostrzyczki- bo ci zostały tylko dwa zęby z przodu i to w dodatku całe czarne.

- Żebyś ty za mądra nie była!- obruszył się tata Wiktorii.

- Nie wolno grymasić!- pouczyła Ewelinkę mama. Wujo kupił, a ty tak kaprysisz, wstydź się! – zwróciła jej uwagę. - A coś ty taka rozmazana, co?! – spytała mama.  

- Nic, będę dzisiaj z ciocią przesadzać moje rośliny – powiedziała Ewelinka. – Podoba ci się mój rysunek? – spytała dziewczynka mamę podczas gdy „wujo” huśtał na jednym kolanie Patrycję a na drugim Wiktorię.

- No, podoba, co się ma nie podobać- rzekła tajemniczo mama i zakaszlała długo.

- Jesteś chora?- zmartwiła się Ewelinka.

- Nie tam chora, trochę mi kaszel wszedł. Ty to tu masz dobrze! Ciepło, jeść dadzą a my w domu co?! Grzać przestali, prundu ni ma… - żaliła się mama.

- Mówi się prądu- powiedziała po nosem dziewczynka, ale Mama chyba tego nie usłyszała.

- Chodź mamo trochę na spacer, taka ładna dzisiaj pogoda – poprosiła dziewczynka- pokażę ci jak jeżdżę na hulajnodze!- zaproponowała Ewelinka. – Pójdziesz? Mamo, proszę, proszę, chodź z nami. Pohuśtamy Pati i Babkę na huśtawce – nalegała Ewelinka. Dziewczynki pobiegły do szatni założyć kurtki i buty. Ewelinka pomogła się ubrać młodszym siostrom i razem z rodzicami wyszli do ogrodu. Maluchy dreptały powoli przodem trzymając się za ręce a Ewelinka schowała się mamie za drzewo. - Szukajcie mnie! – zawołała. Nikt nie zareagował. – Szukajcie mnie!- krzyknęła dziewczynka raz jeszcze. Chyba nie słyszeli. Ewelinka obserwowała jak mama z wujem szli ścieżką przed siebie a gdy dotarli do piaskownicy przysiedli na ławce i wyciągnęli papierosy. Gdy dziewczynka spojrzała na nich zrobiło jej się bardzo smutno. Mama miała trochę podartą na plecach kurtkę i zupełnie rozdeptane buty, które dawno straciły kolor. Wujo utykał trochę na jedną nogę. Dziewczynce było ich żal. Pomyślała sobie, że poprosi ciocię Ulę o dużą doniczkę i wyhoduje dla mamy wielką rzodkiewkę, żeby miała coś zdrowego na śniadanie. Ewelinka podbiegła do mamy z tyłu i znienacka krzyknęła:

- Buuuu!

- Aleś mnie wystraszyła! – roześmiała się mama.

- Nie strasz mamy, bo teraz musi na siebie uważać!- powiedział wujo.

- A dlaczego? – spytała Ewelinka.

- A, bo będziesz mieć siostrzyczkę albo braciszka.  Na jesień- rzekł wujo z dumą.

Ewelinka stanęła jak wryta.

- Co, nie cieszysz się? – zapytała uśmiechając się mama.

- Nie wiem..- zastanowiła się dziewczynka.

- Trzeba się cieszyć, no co żeś ty!- próbowała przekonać mama.

Ewelinka nie wiedziała czemu, ale wcale nie była zadowolona. Pomyślała sobie, że teraz ma fajnie ta maleńka istota, że może iść z mamą do domu, siedzi sobie w cieplutkim brzuszku zasypia kołysana przez mamine chodzenie. Z drugiej strony jednak, kiedy się urodzi będzie musiała spać w zimnym domu, gdzie nie ma co jeść, nie ma własnego łóżka a z sufitu czasami kapie deszcz.

- Zamieszka tu z nami jako dziewiętnaste dziecko?- spytała mamę Ewelinka.

- Oj, coś ty znowu wymyśliła!- zdenerwowała się Mama, bo chyba nie wiedziała co odpowiedzieć.

- No, wracamy, bo się ściemnia a my jeszcze musimy dojechać do domu – powiedział tata Wiktorii. – Daj buziaka Wiktoria, i ty też Pati.  Chodźcie no tu do mnie- schylił się i podniósł młodsze dziewczynki do góry. Ewelinka podała mu rękę na pożegnanie i przytuliła się do mamy.

- Kiedy przyjdziesz? – spytała trochę ze smutkiem, trochę z rozdrażnieniem.

- Za tydzień- odparła Mama. – Bądź grzeczna i opiekuj się siostrami- powiedziała Mama i pocałowała córeczkę w czoło.

- Jestem grzeczna!- zapewniła Ewelinka z nadąsaną miną. – I opiekuję się siostrami – dodała ciszej trochę jakby do siebie, bo mama już nie słuchała tylko sprawdzała coś w torbie.

Przed domem czekała już ciocia Ula, żeby pomóc zdjąć kurtki Pati i Wiktorii.

- No, pożegnajcie się dzieci i idziemy myć rączki- zwołała ciocia klaszcząc w dłonie.

- W imię ojca i syn…. – zaczęła Patrycja.

- Oj Pati Pati, cztery lata a taka gapa – skomentowała Ewelinka tonem mądrzejszej starszej siostry. – „Pożegnajcie” a nie „przeżegnajcie”. Zrób im „papa” po prostu – powiedziała chwytając obie siostry za ręce i idąc do szatni.  Zupełnie nie wiedziała czemu ciocia Ula chichotała pod nosem.

Rodzice pomachali im na pożegnanie i poszli na przystanek tramwajowy. Ewelinka stała przez chwilę w oknie i patrzyła na nich jak się wolno oddalali. Mama przypominała raczej babcię – zgarbiona, zniszczona… Gdy dziewczynka tak stała, po szybie zaczęły spływać kropelki deszczu- najpierw pojedyncze, a po chwili zlewające się w cienkie strużki.

- Tu jesteś!- zawołała ciocia Ewa. – Chodź, już czas na podwieczorek – dodała i podeszła do Ewelinki, która stała dalej przy oknie ubrana w kurtkę i buty.

- Znalazłam na podłodze w korytarzu twój rysunek. Spójrz, włożyłam go w różową ramkę. Jest przepiękny. I w dodatku podpisany! Jeszcze żadne dziecko w naszym domu nie umie się podpisać. Tylko ty!- powiedziała dumna ciocia.

Ewelinka przytuliła się do opiekunki z całej siły i zapytała:

- Powiesisz go na ścianie?

- No pewnie, tylko musisz mi podpowiedzieć, w którym miejscu będzie najlepiej pasował- rzekła ciocia.

Ewelinka rozebrała się w szatni a potem pobiegła do jadalni, gdzie siedziały już wszystkie dzieci: jadły i rozciapywały okruchy w kałużach kompotu.

Dziewczynka zajęła miejsce obok Klaudii i Robercika Batonika.

- Daś mi tjochę śfojego wafejka?- spytał chłopczyk spoglądając na Ewelinkę okrągłą, umazaną czekoladą buzią.

- Dam, ale za co?- uśmiechnęła się dziewczynka i poczochrała włosy radosnego trzylatka. Batonik cmoknął ją czekoladowo w policzek i dostał połowę słodycza.

- Ciocia Ulaaaa! – zawołał trzyletni Sebek rozcierając resztkę rozmoczonej chrupki na stole.

- No co tam Sebuś, jedz szybciutko – odpowiedziała ciocia.

- Ciocia, pociałuj palusiek – słodko poprosił chłopczyk wystawiając palec wskazujący.

- Oj, Sebuś, Sebuś, z ciebie to taki czaruś jest! Co ja poradzę, że bym cię zjadła całego! –  podeszła do niego, cmoknęła wystawiony paluszek. – Oh, ty mój aniołku, ty – rozczuliła się ciocia.

Nagle wszystkie dzieciaki zaczęły się śmiać.

- Co jest grane? –Ewelinka spytała Agnieszkę zakrywającą buzię i trzęsącą się z chichotu.

- On miał na tym placu babę z nosa- wyjaśniła Agnieszka po cichu.

- Co z wami dzieci! Już, cisza, jemy do końca i idziemy do zabawy! – klasnęła w ręce niczego nieświadoma ciocia Ewa.

- Ja nie wiem, co im tak dzisiaj wesoło- dziwiła się ciocia Ula. 

- Bardzo proszę, kończymy podwieczorek – zarządziła ciocia Ewa na widok wchodzącej do jadalni pani woźnej w śliskim granatowym fartuchu.- Starszaki pomagają zbierać talerzyki i kubki na wózek! – poprosiła ciocia.

- A właśnie, że ja też!- rzekł ze złością Adaś.

- Nie, ty nie jesteś starszakiem! – stanowczo argumentowała Kasia popychając „brata”, żeby z powrotem usiadł na krześle.

- Co się dzieje dzieci? – zaniepokoiła się ciocia Ewa.

 



→ Relaks, jako napęd do działania
→ Twoja osobista Nangijala
→ Co się może podobać w rechotaniu żaby?
→ Energia idzie za uwagą
→ Nie może być tylko dobrze, nie może być tylko źle
→ Niewyzłoszczona złość
→ Czy da się wyeliminować niechęć i negatywne myśli wobec wprowadzanych zmian?
→ Rozwój ( Księga obrazów w: R.M. Rilke, Poezje w przekładach Artura Sandauera)
→ Nowe opowiadanie dla dzieci - Ewelinka i 17 braci
→ Trudy pracy nad sobą
→ Dobranocki o Teofilu cz. II
→ Budowanie wspólnego
→ Bajka o chłopcu i złotym kluczyku
→ O tym się nie mówi, jak mężczyźni mają trudno
→ Dobranocka - Skąd się biorą dzieci?
→ Urok wakacyjnego odpoczynku
→ Sama przyjemność
→ Dzień Dziecka z Hanią, czyli o tym jak fascynująca bywa zmiana perspektywy
→ Z całego serca życzę w Nowym Roku
→ O miłości, o kobietach, o mężczyznach- polecam do przeczytania książki Zbigniewa Lew-Starowicza
→ O nieczęstej odwadze i wszechobecnym lęku
→ Bez pomyłki nie ma zmiany. O poskramianiu Gremlinów
→ Idź do lasu- fragment Biegnącej z wilkami
→ Wszystko działa bez zarzutu, ale jakoś smutno... Rzecz o zarządzaniu czasem
→ Czego może nauczyć biedronka?


spacer coaching icc

coaching icc logo
  Strona główna
  O mnie
Coaching
  Coaching ICC
Business Coaching
Life Coaching
Coaching Menedżerski
Proces Coachingu
Coaching a formy rozwoju
Rola Coacha
Blog
  Artykuły
  Kontakt
;    
       
   
spacer coaching icc
 


Wszystkie prawa zastrzeżone | Copyright © 2011, CoachingICC.COM

Karolina Ślifirska - certyfikowany Coach ICC
mobile: 512-344-836
e-mail: karolina@coachingicc.com



Coaching   Coaching Łódź   Life Coaching Łódź
Caoching ICC   Coaching Warszawa   Life Coaching Warszawa
Life Coaching   Coaching ICC Warszawa   Business Coaching Łódź
Business Coaching   Proces Coachingu   Business Coaching Warszawa
Coaching Menedżerski   Czym jest Coaching   Coaching ICC Łódź
Coach   Coaching Menedżerski Łódź   Coaching Menedżerski Warszawa

Miasta w których pracuje:
Warszawa, Łódź, Poznań, Wrocław, Opole, Katowice, Kraków, Radom, Lublin,
Rzeszów, Kielce, Białystok, Gdynia, Gdańsk, Szczecin, Częstochowa, Olsztyn