|
Sama przyjemność
- Umawiam się na konie- powiedziałam koleżankom . - Jedziecie?
- Może byś zamówiła koniki dla Amelki, Mariki i kucyka dla Poli- powiedziała Magda, moja znajoma z pola biwakowego.
- Moja Pola też chce, to jak możesz, to dla niej też zamów- krzyknęła Dorota- mama przemiłej nastolatki, z którą podczas wakacyjnego pobytu na Kaszubach jeździłam konno.
- OK., to zaraz dzwonię, a wy nie chcecie?- spytałam wiedząc, że dziewczyny- Matki- Polki też lubią jeździć konno.
- Ja to za dwa dni wyjeżdżam... to chyba nie- stwierdziła Magda. - Teraz, to już ... no co mi to da?- zapytała retorycznie.
- Nic- odparłam. - Wyłącznie przyjemność. To jedziesz, czy nie?- spytałam.
Magda pojechała z nami na konie. Dorota się nie zdecydowała tak jak tydzień wcześniej nie zdecydowała się Justyna, choć bardzo spodobało jej się gospodarstwo w którym jeździmy konno a w szczególności fantastyczne podejście instruktorów: cierpliwi, przemili, uśmiechnięci ludzie pamiętający o czym się z nimi rozmawiało, którego konia się lubi, pamiętający, że „córka, to chyba z takim misiem jeździła w tamtym roku". Mimo to Justyna się nie zdecydowała wsiąść na konia, bo też sobie zadała pytanie „co mi to da, że raz pojadę?".
Zastanowiło mnie to pytanie, bo biorąc pod uwagę, że jesteśmy na wakacjach, że pół godziny jazdy konnej spokojnie mieści się w dziennym budżecie każdej z moich wakacyjnych koleżanek, to o co innego może chodzić jak nie o frajdę? Żadna z nas z dużym prawdopodobieństwem nie będzie zawodowo jeździć konno. Chodzi wyłącznie o pozwolenie sobie na przyjemność. No tak, ale w Polsce Matki-Polki muszą mieć specjalne uzasadnienie, pretekst, powód, wytłumaczenie, argument, żeby sobie na coś fajnego pozwolić. Co najwyżej można potowarzyszyć dzieciom, ale żeby tak samemu? Dorosła kobieta na koniu? Tak zupełnie bez powodu? Pomyślałam, że takie podejście musi być efektem jakiegoś żelaznego przekonania, które matki polki dzierżą jak buławę kompletnie nieświadomie. Kojarzy mi się na przykład cos na kształt: „Najpierw obowiązki potem przyjemności", „ Na przyjemności trzeba sobie zasłużyć" „Jak się założy rodzinę, to laba się kończy", „Po ślubie wszystko się skończy", „Kobieta powinna dbać o dzieci, o dom, ( o siebie tylko w kwestii raz -w miesiącu- fryzjera- i kosmetyczki żeby ludzi nie straszyć), (o męża- no tego jeszcze brakuje żeby o męża, tyle na głowie jeszcze mężowi się zachciewa, sorry). A tak a propos męża, to okazuje się, że jak tylko taka matka- żona -Polka wsiądzie na konia, zaświecą jej się oczy, to ci mężowie nagle przestają gadać z kolegami, wyciągają telefony żeby te świecące oczy nagrać, uwiecznić i sobie trochę od czasu do czasu popatrzeć na uśmiechniętą kobietę. Uff, na chwilę odpuszcza poczucie winy, bo przez pół godziny Matka -Żona -Polka nie ma utyranej, zmęczonej, pełnej wyrzutu miny, tylko się cieszy. Nawet dzieci się na chwilę czymś same zajmą.
Mój bakcyl konnej jazdy przetrwał wakacje, nakarmiłam go mocno już w Łodzi i ciągle jest. Tylko jak idę do samochodu w bryczesach i z kaskiem i z uśmiechniętą miną, bo już jestem myślami w stadninie i mam ciary na plecach od samego wyobrażenia, to zdarza mi się spotkać sąsiadów. Sąsiedzi z Łodzi- Górnej - nie ma żartów. Znają tak zwane prawdziwe życie, wiedzą, że „życie jest ciężkie", „nie jest łatwo, bo takie czasy trudne", „człowiek człowiekowi wilkiem", sąsiedzi z minami - że pozwolę sobie zacytować Joannę Bator- jakby właśnie stracili wszystko, albo nigdy nie mieli nic do stracenia": kobiety obciążone siatami, mężczyźni kroczący za nimi pół kroku. No i spotykam takiego sąsiada w piękną sierpniową sobotę, mówię radośnie „dzień dobry", bo jestem jak na skrzydłach w moich sztybletach i skórzanych czapsach w upał a on- patrzy na mnie... i jakbym to oglądała w zwolnionym tempie: lekko otwiera usta ( bo przecież miesiąc byłam na wakacjach, ciągle tylko rowery, swołbordy, bieganie bez sensu, głupoty, w domu roboty nie ma czy co, kino późno wieczorem a dzieci z opiekunką...) , opuszcza ręce, przestaje gmerać w samochodzie, uśmiecha się skwaśniałymi ustami, bo oczy zawsze smutne i mówi: „dzień dobry" z taką miną jakby chciał rzec: „nie no! To już jest kurwa przegięcie!".
A ja jadę. Wyłącznie dla przyjemności. Bez powodu, bez misji, bez szczególnie widocznej społecznej potrzeby.
A dzisiaj pierwszy raz galopowałam i tego wrażenia nie da się opowiedzieć :)
|