home coaching icc sitemap coaching icc kontakt coaching icc
 
   
 

Blog Coaching | Blog Coacha ICC Karoliny Ślifirskiej

 

Dobranocka - Skąd się biorą dzieci?

 

W zeszłym tygodniu podczas przemiłego śniadania u przyjaciół w Polanicy Zdroju, Antosia ( lat 4) pomiędzy drugim a trzecim kęsem parówki drobiowej Berlinki spytała: - Kto mnie zrobił? Cóż, byliśmy nieco zaskoczeni:

- porą ( zwykłe czwartkowe niezobowiązujące śniadanie),

 - formą (krótka jak strzał między oczy, nawet nie można było oddechu złapać),

- zainteresowaniem dziecka technicznym aspektem sprawy ( w przeciwieństwie do egzystencjalnego podejścia innych dzieci wyrażającego się  na przykład w zdaniu „skąd się bierzemy na tym świecie")

- i w ogóle bezpośredniością tego pytania.

Cóż, nie wdając się w szczegóły, równie krótko odpowiedzieliśmy Antosi, (która na pewno w przyszłości zostanie chirurgiem albo szefową wieży kontroli lotów,) że... mama i tata. Jednak ta sytuacja zainspirowała mnie, żeby zagłębić się nieco w to zagadnienie i pomówić o nim z moimi dziećmi, które w przeciwieństwie do swojej koleżanki najbardziej kochają humanistyczne, otwarte, enigmatyczne pytania i równie długie co niejednoznaczne odpowiedzi najlepiej zaczynające się od słów „ to zależy". I z tego zadumania stworzyłam dobranockę na rzucony w tytule temat.

 

Anielski projekt noworodkowy

Pewna kobieta i jej ukochany chcieli mieć dziecko. Tak bardzo chcieli,  że ciągle o tym rozmawiali. Rozmawiali ze sobą i z innymi, głośno i cicho, wieczorem i w południe, i rano... Marzyli o dziecku i śnili o nim. Ich pragnienie było tak wielkie, że aż zaczęli szybciej oddychać. Ogromne tęsknoty nie pozostają nigdy niezauważone w Aniołowie. O potrzebie tej dwójki ludzi dowiedział się Główny Anioł, szef, czy też raczej drużynowy wszystkich Aniołków, gdy jak co dzień uzupełniał swoją stronę internetową na facebooku. Wstał zza biurka, przeciągnął się, poprawił swoją białą sutannę i głośno zagwizdał.

- Aniołki! Aniołki!- klasnął w dłonie- zapraszam tu do mnie, robota jest!- krzyknął. Aniołki w swoich przybrudzonych ubrankach zebrały się w luźnym szyku, bo nie są one raczej za bardzo zdyscyplinowane. Dłubiąc w nosie, grzebiąc w uchu, kucając lub podskakując zapytały: - Co jest szefuńciu?

- Otóż, moje kochane Aniołeczki, tam w dole jeden facet i jedna kobitka chcą mieć dziecko- poinformował Główny Anioł stojąc oparty o swoje ogromne biurko i skubiąc słonecznik. Fajni są. Ten tu o , o właśnie... - wskazał palcem na przeszkloną podłogę, (przez którą widać było co się dzieje na ziemi) - co tak chodzi w kółko  taki niespokojny, to ma być Tata, a ta - przesunął nieco palec w lewo- ta przejęta czymś kobieta z lokami to Mama. No to teraz Moje Kochane Maleństwa polatajcie tam do nich, popodsłuchujcie, popodpatrujcie... przyjrzyjcie im się i zdecydujcie proszę kto z was tam do nich poleci. Robota jest ciężka jak zawsze, ale pewna. Do anielej emeryturki. Żadne tam umowy zlecenia, czy dzieła. Pełny etacik. No, choć oczywiście wymagania są. To co, w drogę!- to rzekłszy Główny Anioł  pożegnał ich i wrócił do przeglądania face booka i skubania słonecznika. Aniołki poleciały na ziemię.

Sprawdzanie przyszłych rodziców trwało długo. Aniołki towarzyszyły im w codziennych zadaniach, w spacerach, w rozmowach z sąsiadami, w sprzątaniu oraz oczywiście patrzyły jakie uczucia sobie okazują i w jaki sposób. Zamykały oczy tylko w sytuacji, gdy któreś z przyszłych rodziców musiało iść do toalety i oczywiście wtedy gdy się całowali. Niektóre aniołki tylko patrzyły, inne, te bardziej skrupulatne, robiły sobie notatki, które potem na koniec dnia wpinały do segregatorów. Przyszli Rodzice okazali się mili, choć nie byli doskonali. Na przykład w piątek, 18 maja Kandydatka na Mamę zbyt mało uśmiechała się do Przyszłego Taty i wzdychała tak, że powietrze w pokoju zrobiło się zgniłozielone. Nie wiadomo do końca czy to od westchnięć czy od naszykowanych w korytarzu śmieci do wyrzucenia, w każdym razie trudno było w tej atmosferze wysiedzieć na kanapie. 29- go października Kandydat na Tatę naburmuszył się na żonę z powodu złego humoru, kataru, czy innego uszkodzenia samochodu, po czym stracił na kilka godzin swoją normalną miękkość i puchatość i zrobił się na parę godzin cały kanciasty. Niektóre części ciała - na przykład włosy, nos i ręce wyostrzyły mu się do tego stopnia, że gdy dotknął talerza słychać było nieprzyjemny zgrzytopisk. No więc, po obserwacji tego typu niedojrzałych i brzydkich zachowań najdoskonalsze aniołki stwierdziły, że ta rodzina nie spełnia ich oczekiwań i odleciały. Po wielu miesiącach podpatrywania nagle, zupełnie niespodziewanie, podczas któregoś anielego śniadania,  śnieżnobiałą ciszę stołówki wypełnionej tysiącami aniołków w białych sukienkach przerwał dziki, zupełnie karminowy radosny okrzyk. - Ja! - zawołał entuzjastycznie jeden z aniołków wyskakując w górę pełen entuzjazmu wyrzucając w górę rękoskrzydła ( za moment je niepewnie opuszczając, ponieważ zawstydził się trochę widząc zaskoczone miny swoich kolegów spoglądających na niego zdziwionymi oczami znad płatków z mlekiem). - Ja do nich polecę- powiedział aniołek onieśmielony i zaskoczony swoim spontanicznym zrywem przyczesując nerwowo grzywkę. - Pasuję do nich, a i oni chyba mnie polubią. Tak czuję- ogłosił aniołek i usiadł z powrotem na krześle żeby dokończyć twarożek z drobinkami cebuli obtaczanej białą czekoladą ( bo warto wiedzieć, że anioły jedzą tylko białe rzeczy).

Główny Anioł popatrzył z nieco znudzoną miną i kazał Teofilowi ( bo tak miał na imię aniołek, który wybrał rodziców) po śniadaniu zgłosić swoją decyzję do działu kadr. Po czym powiedział, że skoro jest już wybrane dziecko to możemy uznać, że projekt się właśnie zakończył więc w związku z brakiem następnych zleceń w dniu dzisiejszym cała drużyna może mieć niedzielę.  Wprawdzie zgodnie z kalendarzem wypadała dopiero środa, ale takie panowały zasady w Aniołowie, że w razie potrzeby można było w dowolnym momencie umówić się ze wszystkimi, żeby zrobić jednak niedzielę.

Teofil (miał tak na imię ponieważ uwielbiał herbatę) był aniołem rzec by można przeciętnym. Ani nie za głośny ani nie za cichy, w szkole najbardziej lubił zajęcia z latania, zaś pozostałe lekcje traktował jako przykrą konieczność. Uwielbiał zwierzęta i miał kilku naprawdę oddanych przyjaciół, choć na tle całej drużyny aniołków niczym szczególnym się nie wyróżniał. Niektórzy koledzy nawet uważali go za drużynowego gapę, bo ciągle zdarzało mu się coś rozlać, przewrócić, wysypać, połamać, rozwalić lub upuścić. Ponieważ na co dzień raczej mało kto zwracał na Teofila uwagę dziś czuł się naprawdę onieśmielony, że znalazł się w centrum wydarzeń i  na dodatek przerażała go perspektywa udania się przed podróżą do różnych poważnych urzędów .

Na szczęście mimo ogłoszonej ( już drugi raz w tym tygodniu) niedzieli anielskie biuro do spraw Human Resources pracowało pełną parą, dlatego Teofil mógł pozałatwiać formalności. Zapukał grzecznie do pokoju, w którym w równych rzędach siedziały anielice w godnym szacunku wieku. Każda wyglądała tak, jakby wszystko w życiu robiła dokładnie, każda miała na nosie okulary i wyjątkowo wydatną - jak na anioła- pupę.  ( Trudno się dziwić, potrzebna jest nieco większa od normalnej pupa, gdy przez całe aniele życie trzeba nią siedzieć na obrotowym krześle przy biurku. W Aniołowie dbano nawet o odpowiednią miękkość i wielkość pup Anielic biuralistek i codziennie o 10.30 musiały one wypić kawę i zjeść nieziemsko słodką ogromną porcję ciasta jogurtowego zawierającego dużą ilość kalorii).

Teofil usiadł na krześle nieco przytłoczony ale i szczęśliwy w związku ze swoją planowaną podróżą do ludzi, skrupulatnie wypełnił wszystkie formularze, a na koniec złożył zamaszysty podpis i poszedł szykować się do wieczornej imprezki pożegnalnej.  

Idąc długim jasnym korytarzem urzędu natknął się na Anioła Głównego, który przyjaźnie, ale z nutą wyniosłości przysługującej starszemu poklepał Teofila po plecach mówiąc:

- No! Dobra robota Młody! Baw się dobrze tam na dole, ale też nie spraw nam zawodu. Bądź dobrym dzieckiem, nie sprawiaj za wiele kłopotów, bo Departament Reklamacji ostatnio mocno narzeka. Mają, proszę ciebie, tyle roboty, że chyba będą nam z drużyny podbierać ludzi i zatrudniać ich tam na pełne etaty. A to dla nikogo nie jest dobre. Nam brakuje aniołków do projektów noworodkowych a Mamy i Tatowie latami czekają i starają się o dzieci. Nie ma kim pracować... także, mój drogi, zachowuj się odpowiedzialnie. - to rzekłszy Główny Anioł poprawił krawat, wyprostował się i poszedł udzielać wywiadu dziennikarce Wiadomości.

Teofil był podekscytowany, szczęśliwy, ale i nieco zaniepokojony jak da sobie radę na dole, jako dziecko wybranych przez siebie Mamy i Taty. Chciał jak najlepiej wywiązać się z zadania i zrealizować swoje powołanie, które poczuł z taką mocą przy śniadaniu. Pomyślał jaka miła jest jego Mama i jaki opiekuńczy Tata. Wprawdzie mama nie była może taką mamą z tych Super- idealnych -mam, raczej taką ze średniej półki: nie bardzo na przykład umiała gotować ( powiedzmy to wprost: umiała zrobić tylko spaghetti i kisiel), ale za to lubiła rysować i opowiadać długie historie. Tata zaś nie potrafił naprawić popsutego auta ani nawet kranu ( powiedzmy w tajemnicy, że lepszy był w psuciu sprzętów codziennego użytku niż w ich reperowaniu), ale uwielbiał śpiewać i przyjmować gości. Tak. Tata był chyba najbardziej gościolubnym człowiekiem świata. Nie dbał o to, że ci goście trochę błocą, ani o to, że czasem pożyczają różne rzeczy a potem zapominają oddać.  Przyszły Tata i Przyszła Mama po prostu czerpali siłę do życia ze snucia historii, częstowania przypalonym ciastem i winem z Lidla, czerpali energię ze śmiechu, przytulania, przygarniania, rozmawiania i śpiewania wraz z innymi ludźmi, którzy akurat się napatoczyli. Tacy byli. Pomyślał sobie aniołek:

-Cóż, nie są może doskonali, ale ja przecież też nie jestem jakiś wybitny. Będzie nam razem dobrze.

Gdy zaszło słońce a wraz z rześkim wieczornym powietrzem rozpachniała się potargana jak włosy dyrygentów maciejka, przy blasku lampionów i stylowej muzyce gustownie ubranych jazzmanów rozpoczęło się pożegnalne przyjęcie aniołka Teofila. Aksamitna muzyka sącząca się jazzowym zapachem wnętrza pianina i futerału altówki wysubtelniała smaki zagranicznych sałatek, których przepięknych form żal było naruszyć jedzeniem. Party prowadził konferansjer o wymoczonym wyglądzie, którego uśmiech zdradzał to z jakim wysiłkiem przez cały wieczór próbował się rozluźnić. Gdy raz po raz usiłował spontanicznie opowiedzieć wcześniej przygotowany żart sztywność  ścinała skrzydła pań- anielic  krochmalem  korporacyjnego profesjonalizmu. Teofil czuł się dosyć niepewnie na tej kończącej projekt imprezie naszpikowanej prezesami, szefami departamentów i innymi członkami nadzorczych rad. Mimo, że jego jutrzejsza podróż była pretekstem dla balu a Główny Anioł w swoim dwuminutowym przemówieniu gratulacyjnym siedemnaście razy zwrócił się do niego po imieniu Teofil nie czuł się ani swojsko ani na swoim miejscu. Co więcej, miał cień, dosłownie szmer, no, lekki powiew przeczucia, że gdyby teraz wyszedł, niewielu by ten fakt zarejestrowało w swojej świadomości. Gdy to przeczucie rozpleniło się w nim na dobre po kilkunastu minutach aniołek niezauważony wyszedł. Na dziedzińcu przed salą balową spotkał jeszcze kilku roześmianych kolegów, którzy rzucili w jego stronę krótkie „dobra robota stary" oraz „ baw się dobrze na dole" i zniknęli na przyjęciu, które bez głównego bohatera trwało sobie do samego rana wydychając nieświeże echo spoconych i coraz mniej ekskluzywnych utworów.

Teofil położył się do łóżka zmęczony własnymi przeżyciami myśląc o delikatnym dotyku Przyszłej Mamy i Tacie, którego koszule pachniały płynem do płukania Lenor Spring. Zanim zamknął oczy zerknął jeszcze na telefon, na którego ekranie widniał gołąbek- znak, że ktoś przysłał smsa. „Proszę przed jutrzejszą podróżą stawić się na odprawę do Anielskiej Kwatery Głównej. Otrzyma Pan tam dalsze wytyczne. Z poważaniem Aniela Niebieska Departament Organizacyjno- Administracyjny Centralnego Biura Podróży Noworodkowych."

                                                                       *

Aniołek wszedł po niebotycznych marmurowych błyszczących schodach i stanął przed złotymi drzwiami wielkości karuzeli „diabelski młyn" oniemiały z wrażenia. Spostrzegł, że kołatka znajduje się na wysokości ósmego piętra i zaczął się właśnie zastanawiać jak tam zapukać gdy w tej samej chwili przemknął obok niego jakiś ważny anioł w garniturze i z teczką, przed którym drzwi po prostu rozsunęły się jak wejście do hipermarketu.  Teofil wszedł do środka. Szedł długim korytarzem z podłogą wypolerowaną jak lodowisko, na którego końcu za wielką ladą siedziała w recepcji prześliczna anielica ze słuchawką w uchu, w białej koszuli i czarnej spódnicy o ołówkowym kroju. Włosy miała gładko zebrane w kok i uprzejmym głosem zapytała „W czym mogę pomóc?". Aniołek nie bardzo znał odpowiedź na to pytanie a ponieważ był oszołomiony wszystkim, co się od wczoraj działo oraz potęgą miejsca w którym się właśnie znajdował otworzył tylko usta i nic nie powiedział.  Przemiła anielica- recepcjonistka zgadła, że pewnie przybył na odprawę do Króla przed podróżą na ziemię i pokierowała go do oszklonej windy po czym sama nacisnęła odpowiedni przycisk. Jazda na górę trwała około 30 minut a gdy winda się zatrzymała zaś głośnik oznajmił „ding dong, poziom 999, apartamenty królewskie" aniołkowi zrobiło się naprawdę niedobrze i mocno zakręciło mu się w głowie. Drzwi windy się rozsunęły i ku zaskoczeniu Teofila okazało się że nie jest już w budynku, tylko w jakimś ślicznym ale też całkiem zwyczajnym ogrodzie. Na zewnątrz trochę wiało, ale było ciepło. Aniołek zamknął oczy i odetchnął świeżym powietrzem pachnącym skoszoną trawą. Nikogo w pobliżu nie zauważył więc przysiadł sobie na drewnianej ławeczce pod płotem, zza którego wystawały oszałamiająco pachnące malwy. Kiedy tak siedział dłuższą chwilę i wygrzewał się w promieniach słońca ujrzał niewielką postać w szarym rozpinanym swetrze, tenisówkach Converse i słomkowym kapelutku. Był to uśmiechnięty mężczyzna w wieku w jakim jest większość dziadków (no może pradziadków), który usiadł koło Teofila na ławce i łagodnym głosem powiedział :

-Dzień dobry mój drogi.

- Dzień dobry- odparł zdezorientowany aniołek. Mężczyzna przyglądał mu się chwilę po czym spokojnie wstał i zaczął obrywać zeschłe liście rosnących obok kwiatów.

Aniołek pomyślał sobie, że ten miły człowiek to pewnie królewski ogrodnik, choć ten ogród wyglądał raczej na wiejski, przydomowy ogródek niż na królewską rozłożystą, majestatyczną własność.

- Mam się spotkać z królem. Wybieram się w podróż na ziemię, do ludzi, którzy chcą mieć dziecko - zagaił aniołek.

- Ach tak - rzekł staruszek nie przerywając swojego zajęcia. - W takim razie to twój wielki dzień - uśmiechnął się mężczyzna.

- Jak się czujesz przed podróżą? - zapytał.

Teofil uświadomił sobie w tej chwili, że odkąd poczuł w sobie gotowość do wyprawy na ziemię, dopiero teraz po raz pierwszy zadano mu to pytanie. - Jestem bardzo szczęśliwy- odparł- choć boję się trochę. Zupełnie nie wiem czego się spodziewać, mimo, że pamiętam ze szkoły, że najpierw poczuję ciepło, ciemno i wilgotno, bo będę w brzuchu mamy, potem oślepi mnie blask świateł przy porodzie a później będę maleńkim dzidziusiem, który rośnie i uczy się coraz to nowych rzeczy. Ach... - westchnął aniołek - Wszystko to wiem, ale to tylko teoria. Nie mam pojęcia jak życie na ziemi będzie tak naprawdę wyglądało, jak je poczuję, jak przeżyję....- westchnął nieco zmartwiony.

- Nie martw się, wszyscy się trochę obawiają- powiedział łagodnie mężczyzna podniósłszy wiklinowy koszyk, do którego wkładał teraz zrywane z krzaczka maliny.

- No i w ogóle, to nie wiem jacy będą ci Rodzice, czy mnie pokochają, i czy ja pokocham ich.

- Uuu o to, to akurat nie musisz się obawiać, bo wszyscy Rodzice kochają swoje Dzieci. Nie ma innej możliwości - pewnym głosem stwierdził staruszek. - Poza tym, prawo Wszechświata działa tak, że anioły wybierają sobie takich rodziców i takie miejsca na ziemi, gdzie będzie im najlepiej: ani nie za trudno ani nie za łatwo.

- To znaczy, że nie można mieć złych rodziców?- spytał z nadzieją aniołek

- Mamy takich rodziców, którzy najlepiej do nas pasują: ani nie za dobrych ani niezbyt złych.- odparł staruszek. - Nie może być zbyt łatwo i miło bo byś nie czuł, że żyjesz, że masz siłę i że coś od ciebie zależy. Nie może też być zbyt trudno, bo mógłbyś nie przeżyć. Anioły mają jednak różne potrzeby i różną wrażliwość. Rodzice, których ty wybrałeś dla siebie mogą być zbyt trudni albo zbyt łatwi dla kogoś innego- dlatego gdy pojawia się zlecenie od rodziców na dziecko, tylko jeden spośród tysięcy aniołków może poczuć, że właśnie ci ludzie i właśnie w tym momencie potrzebują dokładnie jego. I nikogo innego. Żadnego innego anioła. Oczywiście za jakiś czas może będą jeszcze kogoś chcieli i wtedy zgłosi się inny aniołek z drużyny a ty będziesz mieć rodzeństwo- uśmiechnął się życzliwie starszy Pan.

- Hm.. a co jeśli- zaczął aniołek, ale mężczyzna przerwał mu - Na razie dosyć tych pytań- powiedział i wyjął z kieszeni koszuli złoty tablet, włączył jakąś aplikację i podał aniołkowi mówiąc - tutaj masz program ,w którym stworzysz sobie swój profil. Spójrz drogi aniołku. Tutaj- wskazał na ikonę z ludzikiem- wybierasz czy chcesz być dziewczyną czy chłopcem, dalej klikasz na fryzurę, oczy, nogi, ręce i tak dalej a później otwórz sobie okno z temperamentem, zainteresowaniami i ulubionym jedzeniem. Myślę, że zajmie ci to jakąś godzinę, więc zostawię cię tu z tym komputerem a ja w tym czasie idę pobiegać. Jak wrócę, to dokończymy odprawę - powiedział mężczyzna i podszedł do sznurka z suszącą się bielizną, zdjął stamtąd krótkie spodenki i t-shirt, wszystko to nałożył na siebie, następnie zmienił tenisówki na buty biegowe, do paska wpiął smartphona a wyrastające z niego mini słuchawki włożył sobie  do uszu i pobiegł w stronę pobliskiego lasku.

Teofil stał zdumiony ze złotym tabletem w ręku i chwilę mu zajęło zanim przypomniał sobie co ma zrobić. Był z natury niezbyt zdecydowany, więc naprawdę się namęczył zanim określił swój ziemski profil. Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw zdecydował, że będzie dziewczynką, ale żeby tak może nie przesadzić z łagodnością i słodyczą w „Ulubionych ubraniach" zaznaczył dżinsy zamiast sukienek.

Po godzinie na skraju lasu zarysowała się postać starszego pana, który ze sprężystością dwudziestolatka biegł w stronę Teofila bez cienia zadyszki. Uśmiechnięty wyjął słuchawki z uszu podstawiając aniołkowi jedną, jakby częstując go płynącą stamtąd piosenką.

 - Nowy Kings of Leon. Naprawdę niezła płyta- stwierdził staruszek - no ale nie tym mamy się zajmować - rzekł.

- Wszystko gotowe?- zapytał. - Pokaż, zobaczę czy zaznaczyłeś każde okno- poprosił mężczyzna i wziął komputer od aniołka.

 - Bo widzisz potem same problemy... niektórzy przez nieuwagę w czasie wypełniania później rodzą się bez ręki albo nogi, albo niewidomi...- mówił pod nosem niby do siebie. - Ale... widzę, że nie. Wszystko gra- ucieszył się sprawdzając uważnie formularz aplikacji bezbłędnie wypełniony przez Teofila na tablecie.

-Mamy tu śliczną dziewczynkę. Okej. No to gotowe - radośnie powiedział starszy pan i nakliknął opcję „zapisz" w komputerze.

- Czy mogę o coś zapytać? - upewnił się aniołek.

- Tak, słucham cię mój drogi- odpowiedział mężczyzna.

- Kim Pan jest?

- Ach, przepraszam, zapomniałem się przedstawić. Skleroza- zaśmiał się mężczyzna po czym wyciągnął dziarsko rękę w kierunku aniołka i rzekł:

- Król. Bardzo mi miło.

                                                                       *

Gdy Aniołek ustawiał się w długiej kolejce razem z innymi kolegami, którzy też lecieli na ziemię czuł, że chyba już nic go nie zdziwi. Ostatni etap odprawy odbywał się w anielskiej stołówce i był bardzo uroczysty. Całe Zgromadzenie Aniołów siedziało w odświętnych strojach przy suto zastawionych stołach a 576 aniołków gotowych do podróży jeden za drugim podchodzili do króla ( tym razem ubranego jak na króla przystało w złoto- czerwone szaty), który mówił każdemu coś na ucho i kierował do specjalnych drzwi wyjściowych za którymi był start podróży. Ze względu na to, że jego imię zaczynało się na „T" tkwił w kolejce bardzo długo. Wreszcie doczekał się. Usłyszał fanfary i zrobił krok do przodu w kierunku Króla. Zdenerwowany stanął przed jego łagodnym obliczem. Król dla rozluźnienia atmosfery puścił do Teofila przyjacielsko oko i szepnął mu na ucho polecenie wykonania najbardziej niezwykłego zadania jakie kiedykolwiek słyszał:

- W ciągu zbliżającego się życia masz za zadanie odkryć swoją prawdziwą naturę. To jest najważniejsze ze wszystkiego. Bądź odważnym poszukiwaczem - to rzekłszy Król uśmiechnął się i pogłaskał Teofila po głowie.

Aniołek nie za bardzo zrozumiał co ma właściwie zrobić, ale dalej wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zdążył się mocniej nad tym zastanowić.

-W końcu- mam na to całe życie- uspokoił sam siebie.

Następnie król przyłożył swój palec wskazujący do ust aniołka ( uczynił tak wobec każdego, kto leciał na ziemię)  odciskając na górnej wardze niewielkie zagłębienie, (takie, jakie każdy człowiek tam później ma) i powiedział:

-Tylko ciii iii,  nie wolno ci nikomu powiedzieć co tu na górze widziałeś!- rzekł Król, na co Teofil, jak każdy jego kolega odpowiedział: -  Zapominam! - po czym wypił Eliksir Zapominania Anielskiego Życia i pełen radości otworzył drzwi by wystartować w podróż na ziemię.

 



→ Relaks, jako napęd do działania
→ Twoja osobista Nangijala
→ Co się może podobać w rechotaniu żaby?
→ Energia idzie za uwagą
→ Nie może być tylko dobrze, nie może być tylko źle
→ Niewyzłoszczona złość
→ Czy da się wyeliminować niechęć i negatywne myśli wobec wprowadzanych zmian?
→ Rozwój ( Księga obrazów w: R.M. Rilke, Poezje w przekładach Artura Sandauera)
→ Nowe opowiadanie dla dzieci - Ewelinka i 17 braci
→ Trudy pracy nad sobą
→ Dobranocki o Teofilu cz. II
→ Budowanie wspólnego
→ Bajka o chłopcu i złotym kluczyku
→ O tym się nie mówi, jak mężczyźni mają trudno
→ Dobranocka - Skąd się biorą dzieci?
→ Urok wakacyjnego odpoczynku
→ Sama przyjemność
→ Dzień Dziecka z Hanią, czyli o tym jak fascynująca bywa zmiana perspektywy
→ Z całego serca życzę w Nowym Roku
→ O miłości, o kobietach, o mężczyznach- polecam do przeczytania książki Zbigniewa Lew-Starowicza
→ O nieczęstej odwadze i wszechobecnym lęku
→ Bez pomyłki nie ma zmiany. O poskramianiu Gremlinów
→ Idź do lasu- fragment Biegnącej z wilkami
→ Wszystko działa bez zarzutu, ale jakoś smutno... Rzecz o zarządzaniu czasem
→ Czego może nauczyć biedronka?


spacer coaching icc

coaching icc logo
  Strona główna
  O mnie
Coaching
  Coaching ICC
Business Coaching
Life Coaching
Coaching Menedżerski
Proces Coachingu
Coaching a formy rozwoju
Rola Coacha
Blog
  Artykuły
  Kontakt
;    
       
   
spacer coaching icc
 


Wszystkie prawa zastrzeżone | Copyright © 2011, CoachingICC.COM

Karolina Ślifirska - certyfikowany Coach ICC
mobile: 512-344-836
e-mail: karolina@coachingicc.com



Coaching   Coaching Łódź   Life Coaching Łódź
Caoching ICC   Coaching Warszawa   Life Coaching Warszawa
Life Coaching   Coaching ICC Warszawa   Business Coaching Łódź
Business Coaching   Proces Coachingu   Business Coaching Warszawa
Coaching Menedżerski   Czym jest Coaching   Coaching ICC Łódź
Coach   Coaching Menedżerski Łódź   Coaching Menedżerski Warszawa

Miasta w których pracuje:
Warszawa, Łódź, Poznań, Wrocław, Opole, Katowice, Kraków, Radom, Lublin,
Rzeszów, Kielce, Białystok, Gdynia, Gdańsk, Szczecin, Częstochowa, Olsztyn