|
Trudy pracy nad sobą
- Co sobie wziąłeś z ostatniego zadania domowego?- pytam.
- Aaa… zadanie domowe. Coś tam zajrzałem, ale wczoraj, więc nie pamiętałem już o co tam chodziło – odpowiada Artur.
- Hm… jak to się ma do Twojego celu? – pytam.
- Celu? A to takie ważne?- pyta Artur odrobinę zniecierpliwiony.
- To takie ważne zrealizować Twój cel?- nie daję za wygraną.
- Oj, coś tam było o ocenianiu… żeby nie- próbował sobie przypomnieć.
- Tak. Chodziło o to, żeby przygotować opis dwóch osób: jednej, którą lubisz, drugiej, której nie lubisz. Tylko miał to być opis pozbawiony oceny – przypominam.
- No tak. Ale po co mam nie-oceniać?- brnie Artur.
- No właśnie, po co jest „nieocenianie”, gdy chce się być bardziej uprzejmym dla ludzi, gdy chce się mieć więcej spokoju, gdy chce się nie wybuchać, być opanowanym, gdy chce się wytrwać w rozmowie z kimś, kto ma przeciwne zdanie….- przywołuję cele Artura.
- NO dobra, no dobra. Ale ja myślę, że za rzadko się spotykamy…. Nie sądzisz?- zmienia temat Artur.
- Wystarczająco często – odpowiadam. – To, co najważniejsze dzieje się między sesjami. Ty masz tę robotę wykonać- przypominam. – To Twoje życie.
- A ty za co jesteś odpowiedzialna? – prowokuje Artur.
- Za przygotowanie się do spotkania z Tobą, za to, że wiem, co oznacza to, co mówisz, za to, że jestem tu gdy się umawiamy, zadaję Ci pytania, daję feedback, wymyślam zadania domowe…- wymieniam.
- A za efekt?- pyta Artur wprost.
- To Twoje życie, więc ty robisz efekty- mówię. Weźmiesz sobie z tych spotkań ile chcesz i co chcesz. I dlatego zastanawiam się czemu Ty, człowiek racjonalny, sensownie planujący działania nie dbasz o to, co się dzieje między naszymi sesjami skoro co miesiąc płacisz mi niemało pieniędzy. Nie szkoda ci?- prowokuję.
- Haha- śmieje się Artur. – Mam usprawiedliwienie przed sobą, że coś jednak robię. Nawet płacę- dodaje.
- Szkoda Twoich pieniędzy i mojego czasu, skoro mamy tylko rozmawiać a nic nie wprowadzasz w życie. Przyjdź jak będziesz gotowy. Jak zrobisz pracę domową – mówię.
- Nie no poczekaj. …
I tak dalej. W coachingu, czy w każdej innej formie pracy nad sobą jest taki moment, że wracamy do starych nawyków. Wprowadzanie zmiany jest trudne, nawet, gdy na początku mamy dużo entuzjazmu. Nie trzeba się jednak zrażać. Etap negowania swoich postanowień i celów jest etapem związanym z takim funkcjonowaniem umysłu, że lubi on wracać do strefy komfortu. Kiedy identyfikuje się z czymś, co jest nowe, nieznane, może czasem trudne, pojawia się ochota, żeby lepiej wrócić na swój stary wysiedziany fotel, nawet jeśli trochę wystają sprężyny. Wtedy też dzieje się coś, co też bardzo lubimy robić, a co się nazywa prawem atrybucji, że gdy nam się nie udaje, to winni są inni ludzie, warunki zewnętrzne, specyfika zadań. Gdy zaś idzie dobrze, to sukces jest wyłącznie naszym dziełem: zależnym od wysiłku, inteligencji, zaangażowania itd.
Dobrze jest w pracy nad sobą uchwycić ten moment negacji, czy wracania do starych nawyków, uśmiechnąć się do siebie i ucieszyć, że to zauważyliśmy i dalej realizować swój cel. Dotyczy to zarówno zmian w relacjach, w komunikacji, jak i w odchudzaniu, czy wprowadzaniu nowej diety. Dążenie do pozostawania w strefie komfortu jest pułapką w procesie zmiany, ale też jest jej integralną częścią. Bez kryzysu nie ma rozwoju. Dobrze jest rozpoczynając cały proces uwzględnić to zjawisko i przygotować sobie pomysł „ jak zareaguję, gdzie sobie zapiszę, że już mnie „dopadło” i poradziłe(a)m sobie”.
Co dokładnie oznacza dążenie do strefy komfortu? Jest to sytuacja, gdy bardziej do głosu dochodzi potrzeba bezpieczeństwa niż radości, satysfakcji ,ulgi, ( itd., które są związane z podjęciem nowego działania). Nie chodzi tu o rzeczywiste bezpieczeństwo, tylko pewien schemat myślenia o nim. Taka iluzja, że pewniej/bezpieczniej jest w miejscu, które znamy. Może tak być, że to „znane” jest w rzeczywistości bardziej zagrażające lub niezdrowe ( palenie papierosów), ale stary odruch podpowiada, żeby skusić się, bo na chwilę robi się przyjemnie.
Właśnie w takiej sytuacji znalazł się Artur: miał pomyśleć nad trudnym ćwiczeniem z „nieoceniania”. Jego nawyk podpowiedział mu, że ocenianie jest tak naturalną rzeczą w jego życiu ( nawet momentami przyjemną), że po co podejmować ten wysiłek ( nie tylko językowy) i patrzeć na innych z pozycji obserwatora? Na szczęście poza działaniami odruchowymi jesteśmy w stanie podejmować aktywność świadomie i podejmować decyzje racjonalnie, nieraz wbrew wewnętrznemu radarowi emocjonalnemu. Wymaga to jednak częstego przypominania sobie czego naprawdę chcemy oraz wiedzy na temat tego co oznaczają nasze emocje.
|